Czas strachu i terroru

Strach w slumsach – Mungiki

Nadeszły miesiące strachu, który panował między ludźmi w całym Nairobi. Sekta Mungiki została założona przez rząd. W przeszłości miała ona pilnować porządku i likwidować tych członków społeczeństwa, którzy byli dla nich niewygodni. Przez wiele lat spokój panował w Kenii i prawie każdy zapomniał o tym, co to za sekta i kim byli jej członkowie.

Usłyszałem wiadomości o pierwszych atakach przy pobliskiej parafii Kariobangi, miejsce przez które przechodzę na mój apostolat. Został zaatakowany policjant patrolujący drogę, przez zabłąkane kule zginęło także 10 letnie dziecko, które wyszło kupić cukier oraz sprzedawczyni. Następnego dnia, następna wiadomość, strzelanina w supermarkecie. Ludzie powoli zaczęli żyć w strachu, nikt nie chciał nawet wypowiadać słowa mungiki.

Sekta zaczęła zabijać w makabryczny sposób obcinając ludziom głowy, ręce i nogi. Czasami wybierali osoby, a czasami byli to zwyczajni mieszkańcy. Kiedy spałem w slumsie Korogocho często słyszałem strzały, które mówiły mi tylko jedno, tej nocy zginą następni. Ciarki przechodziły mi po skórze, myśląc o tym, aby nie przyszli do nas. Gazeta Daily Nation, informowała nas tylko ilu ludzi zginęło i gdzie. Coraz silniejszy strach zaczął panować w slumsach. Dzieciom po zmierzchu nie wolno było wychodzić na zewnątrz, wieczorne Msze u chorych odprawiane były wcześniej, za dnia. Każde słowo mungiki wprowadzało ludzi w obłęd. Niebawem rozeszła się pogłoska, że sekta zadeklarowała to, że zamierza obciąć 100 głów w Korogocho. Inni zaś mówili po cichu, że to właśnie w Korogocho oni mieszkają, i dlatego największe masakry dokonywały się w pobliskim slumsie. Policja już nie patrolowała ulic w Korogocho, sami zaczęli się bać o życie. Każdy krzyk czy strzał z karabinu sprawiał, że ludzie uciekali w popłochu. Tak też było wieczorem 7 czerwca o godz. 19.00. Była to chwila strachu i niepewności dla wszystkich.

Wieczorem, tak jak zawsze, spędzałem czas w naszej bibliotece przy kaplicy która była otwarta dla studentów do godziny 20.00. W pewnym momencie usłyszałem hałas podobny do stada biegnących słoni. Wyszedłem na zewnątrz i ujrzałem tłum biegnących ludzi, którzy taranowali wszystko co napotkali. W bibliotece znajdowało się jeszcze ponad 50 dzieci i młodzieży, którzy studiowali. Po chwili wbiegło kilka wystraszonych osób, którzy krzyczeli że mungiki idą w tą stronę. W tej samej chwili wszyscy zareagowali, zabarykadowaliśmy się w bibliotece i ze strachem czekaliśmy, co dalej. W oczach dzieci i młodzieży panował strach. Sam nie wiedziałem, co dalej robić, a strach także chciał nade mną zapanować. Nawet, jeśli by się zjawiła policja, to by najprawdopodobniej nie patrzyła, do kogo strzela. Rodzice ze strachu zaczęli przybiegać po swoje dzieci mówiąc, że ulice są bardzo niebezpieczne. Niektórzy chcieli opuścić bibliotekę, powoli wychodzili na zewnątrz, ale każdy hałas sprawiał, że z powrotem wbiegali do środka. Po godzinie uspokoiło się i postanowiliśmy wyjść na zewnątrz. Ulica, która o tej godzinie zawsze roiła się od sprzedawców i ludzi stała się kompletnie pusta. Światło na ulicy zgasło i zapanowała ciemność. Przeszedłem kilka ciemnych uliczek myśląc tylko o tym, aby ich nie spotkać na drodze. Pytaliśmy się napotkanych ludzi, co się stało? Dowiedzieliśmy się tylko o pogłosce, że armia policjantów wjechała do dzielnicy Kariobangi i chcą iść od domu do domu, od baraku do baraku w poszukiwaniu członków sekty. Prawdopodobnie, kto będzie podejrzany zostanie na miejscu zastrzelony. Prawda, policja przeszła przez pobliskie slumsy, tego wieczoru zginęło 11 osób. Ludzie bali się nawet policji, ponieważ zabijali, kogo chcieli, nawet bez przyczyny, twierdząc potem, że byli to członkowie sekty. Rząd myśli, że w ten sposób uspokoi społeczeństwo, zabijając niewinnych, podając później, że członkowie sekty nie żyją. W miesiącu czerwcu zginęło 120 osób.