Niewinni i odrzuceni

Dzieci niczyje w slumsach

Każdy z nas wie, że dziecko przychodzące na świat jest dla rodziców wielkim darem od Boga. Także dla afrykańskiej kultury, każde nowe życie to błogosławieństwo. Dla większości plemion, kobieta powinna zrodzić mężowi jak najwięcej dzieci, tylko wtedy mąż jest zadowolony. Dzieci zaś są traktowane szczególną troską, Bóg zaś powinien je chronić i im błogosławić.

Narodziny są czymś wyjątkowym i tajemniczym. To moment, kiedy to Bóg ofiaruje człowiekowi samego siebie. W księdze rodzaju możemy znaleźć, „na Swoje podobieństwo ich stworzył”. To moment, podczas którego Duch Święty napełnia nasze wnętrze – rozpoczynamy nowe życie. Otwieramy pierwsze strony naszego istnienia i zaczynamy pisać. W tej samej chwili, Bóg, zaczyna powoływać nas do siebie, i ten głos towarzyszy nam przez całe nasze życie. Nawet w tych trudnych chwilach On jest obecny, towarzyszy nam i woła. Wszystko to możemy dostrzec, Jego głos usłyszeć, ponieważ jesteśmy Jego częścią i to właśnie ta część pozwala nam się z Nim komunikować. Narodzenie to dar, podczas którego otwierają się nam oczy i wykonujemy pierwszy oddech. Oddech, który będzie nam towarzyszył do końca naszych dni. Do czasu, kiedy to ten sam oddech oddamy Bogu z powrotem. Ten oddech powołuje nas do życia, a jego brak sprawia, że umieramy. Każda matka wie, że przychodzące na świat dziecko jest bezradne. Samo, nie ma szans na przeżycie – umiera. Każda matka wie, że zrodzenie obarcza ją wielką odpowiedzialnością. Odpowiedzialnością za życie.

Żyjemy w czasach, kiedy to życie przestaje mieć jakąkolwiek wartość. Człowiek odbiera godność drugiemu, staje się zwierzęciem i reaguje tak samo jak ono. Człowiek pozbawia podstawowych praw drugiego człowieka, liczy się przede wszystkim jego własne dobro i sukces. Najbardziej jednak pokrzywdzone są dzieci, bezradne i nieświadome.

Tutaj w Nairobi, Slumsy upodlają człowieka. Czy to życie, czy przetrwanie? – zadaję sobie zawsze to pytanie wchodząc do miejsca, gdzie ludzie żyją w warunkach w których chyba żaden z nas nie chciał by mieszkać. „Już się przyzwyczailiśmy”, ludzie mi odpowiadają. I tak tego nie mogę zrozumieć – jak można się do tego przyzwyczaić? Żyją swoim „normalnym” życiem. Pracują, wysyłają dzieci do szkoły, męczą się, aby zarobić na chleb i opłaty. Jednak oprócz tego normalnego przebiegu dni, slumsy ukazują swoje drugie oblicze.

      Po otworzeniu drzwi naszego domu parafialnego w Kariobangi, zobaczyliśmy na schodach, leżące co dopiero narodzone dziecko. Porzucone, niechciane niekochane przez rodziców. To nie pierwszy taki przypadek. Jeśli nie podrzucone nam, to porzucone gdzie indziej, na drodze, przyniesione przez przypadkowe osoby. Jak zabawki, które przestały cieszyć rodziców. Od razu przychodzą do głowy powody, dla których to dziecko jest niechciane. Powody materialne, gwałt, nastolatka, której grozi wyrzucenie z domu albo HIV/AIDS. W slumsach powodów jest dużo, a życie moralne nie ma tutaj znaczenia. Bieda i struktura slumsów sprawia, że życie nie ma tutaj wartości. Po złożeniu raportu na policji o porzuconym dziecku zanieśliśmy je do slumsu Huruma, na terenie parafii gdzie Siostry Miłosierdzia prowadzą dom dziecka. Odwiedzałem te dzieci, szczególnie te niepełnosprawne, sparaliżowane, przez półtora roku. Choć nie mogły się ruszyć, to zawsze gdy wchodziłem na salę, karmiłem je i nosiłem, uśmiechały się, były radosne, przygarnięte.

David ma rok. Od pierwszego momentu jak go zobaczyłem, zauważyłem białe ślady na jego klatce piersiowej i lekkie plamy na jego policzku. Patrząc na niego widziałem śmiejącego się i radosnego chłopczyka, który nawet sobie nie zdawał sprawy, co zaszło. I może by było lepiej mu tego nie opowiadać. Zaraz po urodzeniu młody David doświadczył nienawiści od swojej matki. Został wrzucony w ogień, do którego zaraz podbiegło kilka osób ratując go spod zbliżających się płomieni. Takiego czynu nie można nazwać ludzkim. Czy David jak dorośnie, kiedykolwiek wybaczy mamie?

Linda ma cztery latka. Niestety, to następny przykład bezbronnego dziecka, które matka postanowiła się pozbyć. Po narodzinach, mała Linda została wyrzucona przez okno. Przyniesiona do domu Matki Teresy z Kalkuty była całkowicie sparaliżowana. Po dwóch latach pobytu u sióstr mała Linda zdołała wydobyć z siebie pierwsze odgłosy, to był znak dla nich, że jest dla niej szansa na poprawę. Po dwóch latach rehabilitacji i leczenia Linda potrafi chodzić, mówić i cieszyć się z życia. Wciąż jednak ma problemy z poruszaniem prawej ręki i nogi.