Pierwsze wrażenia

Kiedy przyleciałem do Old Fangak na moje doświadczenie w 2008 roku, pamiętam, że była to niewielka miejscowość. Dzisiaj to miasteczko ma ok. 8.000 mieszkańców. Wiele rodzin znalazło w tym miejscu schronienie, gdy ich miasta w Malakal i Phom zostały zaatakowane i zniszczone. Cała nasza parafia ma ok. 240 000 km² i służymy prawie 25.000 katolikom w 80 wioskach. Praca staje się trudna gdyż przemieszczamy się tylko piechotą albo łodzią – do ostatniej kaplicy mamy dwa dni drogi. To co można przejść w porze suchej w 3 godziny, w porze deszczowej, która właśnie trwa, przebycie tej samej drogi zajmuje cały dzień idąc w wodzie, błocie a czasami płynąc.

Ludzie pomimo wojny i cierpień są bardzo otwarci i życzliwi. Jest to chyba natura tego plemienia w porównaniu z plemieniem dinka, które raczej przyjacielsko nie jest nastawione. Dzisiaj są nazywani rebeliantami, tymi złymi i tymi, którzy chcą obalić rząd. W umysłach ludzi tworzy się tylko jedno pojęcie „to mój wróg”. Jest wiele dylematów, jeśli chodzi o sytuację w Pd. Sudanie. Niektórzy obawiają się, że dojdzie do drugiej Rwandy, inni zaczynają mobilizować wojsko i nakazywać, aby każda rodzina dała do służby wojskowej przynajmniej jednego syna. Jeszcze inni tworzą dodatkowe grupy zbrojne, dzięki którym planują obalić prezydenta i jak mówią – panujący reżim i przemoc wobec innych grup etnicznych. Jednak pomimo tego, ludność nuer jest dobra, otwarta i bardzo uczynna. Nie trzeba wiele mówić, aby młodzież przygotowała kaplicę, udekorowała prezbiterium, przygotowała piosenki czy przy uroczystościach jakieś przedstawienie. Ponieważ mamy wizytę o. Jeremiasza – wikariusza generalnego i o. Daniele – prowincjała Południowego Sudanu ci, co zdołali dotrzeć, przybyli do Old Fangak, aby się z nimi spotkać i przywitać mnie – nowego pracownika tej parafii. Oprócz wszystkich katechistów przybyła młodzież z Dorek, ludzie z innych kaplic. Nie brakowało także tych z najbardziej oddalonych kaplic. Na pewno przybyło by ich więcej, gdyby nie trwająca powódź. Ponieważ ludzie bardzo lubią pochody to i tym razem na cześć naszych gości odbył się pochód przy dźwiękach bębnów i śpiewów. Ubrana w uniformy młodzież intonowała, co róż to nową piosenkę.  Jednak to im nie mało, codziennie wieczorem gromadzili się w kościele i kontynuowała swój śpiew.

Znając już trochę Afrykę, miłym zaskoczeniem był dla mnie moment, kiedy przyleciały nasze dobra, które zakupiliśmy w Dżubie. Ta sama młodzież z radością, że mogą nam pomóc, przyniosła z łodzi do naszego domu wszystko to, co przyleciało, – czyli ponad tonę. Są dla nas bardzo uczynni. Widać, że ludzie czują się częścią naszej wspólnoty kościelnej. Katechiści są bardzo zaangażowani w swoją pracę pomimo to, że nie są opłacani, ich własna wspólnota o nich dba – kupi im coś do jedzenia, mydło, jakieś ubranie – jest to okazana wdzięczność wobec nich. Widać także jak ludzie są wdzięczni za to, że mają kapłana – bardziej są gotowi do ofiarowania nam czegoś, czy ugoszczenia nas niż otrzymania coś w zamian. Jest na pewno jeszcze wiele rzeczy, które poznam i będę się mógł nimi z wami podzielić.