Uciekać, czy nie?

Byłem w drodze do Mageng, jednej z najdalszych kaplic naszej parafii. Po niecałych dwóch godzinach dojechałem do Anuol i postanowiłem, że należy mi się gorąca kawa. W Anuol jest mały market, więc też jest miejsce gdzie można usiąść pod drzewem i wypić kawę czy herbatę. Niedaleko zaparkowałem samochód i złożyłem zamówienie.

Po chwili ludzie stali się pobudzeni, wpatrzeni wszyscy w jednym kierunku. Na początku nie wiedziałem o co chodzi, jednak po chwili zauważyłem kłócących się pasterzy. Wyluzowany czekałem sobie na kawę do chwili, kiedy padły pierwsze strzały, potem kolejne i kolejne. Robiło się coraz bardziej nieciekawie, ludzie byli poruszeni, nikt nie wiedział, co robić. Po chwili dwójka z nich przebiegła obok nas na drugą stronę drogi i kontynuowali kłótnię. W trakcie kłótni jeden i drugi oddawał serię z karabinu w kierunku ziemi, jak by chcieli sobie strzelić w stopę. Jak ludzie zaczęli uciekać pomyślałem, że chyba kawy tutaj nie wypiję. Mając nadzieję, że przestaną schowałem się za samochód jednak robiło się coraz gorzej. Kłócących się mężczyzn nikt nie kontroluje, a co najgorsze oni nie kontrolują broni. Zacząłem się bać o siebie i o samochód. Po chwili wsiadłem do samochodu i zacząłem odjeżdżać patrząc na nich czy czasami nie przyciągam ich uwagi.

Do Mageng miałem jeszcze pół godziny, a katechista mi właśnie powiedział, że to ludzie z Mageng. No po prostu super, pomyślałem.

Posiadasz niewiele – a jednak jesteś bogatszy

W Mageng miałem trochę czasu, aby odpocząć. Rozłożyłem namiot obok chaty jednej z lokalnych rodzin. Wieczorem ludziom puściłem dwa filmy i zacząłem szykować się do spania.

Wieczór zrobił się zimny i zleciało się pełno komarów. Rodzina, obok której miałem namiot miała tylko jedną chatę. Jednak w chacie spały kozy i chłopaki. Na zewnątrz dzieci rozłożyły cienki materac i moskitierę. Niektórzy mieli skrawek prześcieradła, aby się nim nakryć. Najmniejsze dzieci spały razem z mamą. 4 osoby na jednym materacu, jeden z chłopaków rozłożył się obok na ziemi, inny poszedł pod drzewo. Starsze dziewczynki miały swój materac i moskitierę. Noc była bardzo zimna. Nakryłem się kocem, jednak zaczęło ciągnąć od ziemi, więc owinąłem się kocem, dalej zimno. Dzieci obok płaczą i się kręcą, czasami ktoś pochrapuje. Noc przetrwałem, jednak nic się nie wyspałem. Wychodząc z namiotu zacząłem narzekać, że strasznie zimno, po chwili wyciągam swój koc – a dzieciaki w śmiech. Po chwili głupio mi się zrobiło, bo zrozumiałem co chciały mi powiedzieć. „To my na dworze, przykryci w połowie prześcieradłem – a tobie zimno, w namiocie i z kocem???” Przy nich byłem jak bogacz wychodzący z komnaty. Cały koc mój i cały namiot mój. Dla nas może to tylko koc i tylko namiot – a dla nich to jedno z marzeń.  

Witaj malario

Pijąc poranną kawę z katechistą, który mieszka niedaleko podeszło czterech pasterzy krów. „To ci, którzy wczoraj strzelali w Anuol”, szepnął katechista. Po chwili poszli w swoją stronę. Mnie po godzinie wzięła gorączka – malaria 100%. Ładnie, a tu przede mną 60 chrztów, powrót do Anuol, kolejne chrzty i przywiezienie dzieci do bierzmowania do Yirol. Trochę na siedząco trochę na stojąco, przy 40 stopniowej gorączce nie jest łatwo, ale się udało.

Wieczorem wróciłem do Anuol, pokazałem film i kolejnego dnia kolejne chrzty. W Anuol już dostałem informację, że pasterze tego, z którym się pokłócili, po prostu zastrzelili. Jeszcze tego samego dnia wróciłem powoli do Yirol, aby nie męczyć się z malarią w namiocie i zacząć kurację.

Po drodze minęliśmy wujka, zastrzelonego mężczyzny. Kierował się do Mageng. W kulturze, która praktykuje zemstę, takie sytuacje to kolejne problemy i konflikty.