Wiele się wydarzyło

Powrót do zajęć

To już dwa miesiące, od kiedy wróciłem z Dżuby do Old Fangak. Pierwsze tygodnie od razu dały o sobie znać nawałem pracy. Pierwszy miesiąc zajął mi na konstrukcję toalet. Była to pierwsza próba, aby do konstrukcji wykorzystać plastikowe zbiorniki na wodę. Trochę niewygodne, bo 3 metry szerokie i dwa wysokie, ale każdy próbuje skonstruować coś, co się nie zawali i będzie służyło. Aby toalety nie stały bezpośrednio na plastikowych zbiornikach musiałem skonstruować metalową konstrukcję z podłogą i kabiną – ale było spawania. Nie chcę się jednak rozpisywać o kiblach. A więc kończę, jeszcze stoją, szkoła i grupy korzystają, więc coś jest. Następnie postanowiliśmy oddzielić płotem parafię od domu parafialnego. Do tego czasu każdy krążył po naszym terenie jak chciał, wchodząc do pokojów, dzieci podbierały limonki i owoce, a polując na ptaki, kamieniami rozbiły nam już jeden panel słoneczny. Ponieważ Old Fangak zrobiło się potężną wioską z wieloma uchodźcami przybyłymi z różnych stron, niektórzy przychodzą z różnymi intencjami. Tak to płot 100m i furtka są. Oczywiście w chwilach wolnych nie mogłem się nudzić, więc zawziąłem się, że nauczę się Microsoft Access i zrobię bazę danych dla Parafii, gdzie będą wszystkie dane parafian, chrztów, bierzmowani itp. Z możliwością wyszukiwania i automatycznego wyszukiwania i wydruku Karty Sakramentów wg daty chrztów. Oczywiście trochę mi to zajęło, ale dzięki temu, że jestem uparty i mamy dostęp do Internetu i kursy na youtube, udało mi się skończyć. Dzisiaj jeszcze działał i mam nadzieję, że będzie służył, ponieważ do dzisiaj wszystko było porozrzucane w Excelu, a Karty wypisywane ręcznie.

 

Dwie wyjątkowe starsze kobiety

Oczywiście ten czas to nie tylko konstrukcje. Podczas niedzieli Zesłania Ducha świętego miałem kilka chrztów i oczywiście bierzmowania. Było to dla mnie ciekawe doświadczenie, ponieważ pośród kandydatów były dwie starsze kobiety. Jedną z nich pamiętałem, kiedy to pierwszy raz przyszła do mnie rok temu. Mówiła mi wtedy o snach i złym duchu, który powala ja na ziemię i że jest z kościoła protestanckiego. Oczywiście jej pobłogosławiłem, zachęcając do modlitwy, która jest najlepszą walką ze złymi duchami. Jednak po tej wizycie, zaczęła się pojawiać coraz częściej, widziałem ją w niedzielę i ostatnie miesiące uczestniczyła w spotkaniach przygotowujących do chrztu i bierzmowania. Oczywiście ucieszyło mnie to, ponieważ czułem się jak towarzysz pewnej duszy, która poszukuje, chodzi do różnych lekarzy, ale na końcu wybiera tego najlepszego – który uzdrawia i przynosi ulgę w cierpieniach. Tego dnia przeżyła chrzest, bierzmowanie, moc Ducha świętego i przyjęła do swego serca pierwszy raz Pana Jezusa. Na pewno ten dzień pozostanie w jej życiu wyjątkowy. Wydaje mi się, że jest szczególna kobietą, ponieważ nie zniknęła z kościoła, ale przychodzi na eucharystię w ciągu tygodnia i jak może to na różaniec w środy. Czasami odwiedzi, czasami porozmawia.

Jeśli chodzi o szczególność naszej drugiej starszej kandydatki – to jej zerwanie z bożkami, którym do tego momentu oddawała cześć. Po Mszy katechista powiedział mi, że przyniosła ze sobą pakunek ze wszystkimi przedmiotami, które były w jej domu i którym oddawała cześć. Oczywiście nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, katechiści powiedzieli mi, że zwyczajem jest spalenie. Tak to rozpalili ognisko, dodali benzyny, aby było szybciej i wrzucili pakunek w ogień. Była to dla mnie kolejna odważna kobieta, która w swoim życiu poznała Boga i postanowiła mu oddać wszystko i powierzyć mu siebie. Dla starszych ludzi porzucić to, w co wierzyli może całe swoje życie, na pewno nie jest łatwe. I dla niej ten dzień pozostał wyjątkowy.

Kolejna niedziela to odpust w naszej parafii – Święto Trójcy Świętej. Uroczysta Msza, a po obiedzie gry, zabawy i przemówienia.

 

Podróż do Kuerdap i nieplanowany powrót do Old Fangak

Zbliżyły się niespodziewanie dwie Uroczystości; Narodziny Jana Chrzciciela i uroczystość św. Piotra i Pawła. Jak pamiętacie rok temu miałem długą podróż do Phom i Juaibour gdzie spędziłem 5 tygodni. Tym razem poproszono mnie, abym przed Juaibour (św. Piotra i Pawła) odwiedził Kuerdap (Narodziny Jana Chrzciciela), gdzie ksiądz był u nich dwa lata temu i ludzie czekają na chrzest i bierzmowanie. Ponieważ niedziele następowały jedna po drugiej stwierdziłem, że powinienem dać radę. Plan był aby z Old Fangak popłynąć łodzią do Phom (50km) i stamtąd, piechotą dostać się do Kuerdap (15km). Po niedzieli miałem zacząć podróż piechotą do Juaibour (40km) etapami po 10km. Plan był dobry, a odcinki krótkie.

Nie było źle, bo do Phom dostałem się łodzią motorową Organizacji Pozarządowej Finn Church Aid, więc zajęło mi to tylko dwie godziny. Kolejnego dnia dostałem się do Kuerdap. W trzy godziny byłem na miejscu. Tydzień mijał spokojnie, jedna z rodzin poprosiła mnie o modlitwę za zmarłą Caterine (jej zdjęcie jest na okładce jednej z naszych książek z historiami w Nuer i po Angielsku). Oczywiście nie odbyło się bez upieczonej kozy i uczty. Największym problemem w tym miejscu to woda pitna. Już nawet nie brązowa, ale czarna. Stwierdziłem, że wody tutaj nie piję. Ponieważ nie było upałów, dwa razy padał deszcz, więc nie było problemu, aby bazować na herbatach i gotowanym mleku z cukrem.

Następnie przeniosłem się do Centrum Kuerdap, gdzie miała być główna niedzielna Uroczystość. Tam też miały się zejść wszystkie pobliskie kaplice. Jednak jak tylko zaszedłem na miejsce i usiadłem pod chatą, dostałem wysoką gorączkę nie wiadomo skąd. Wiedziałem, że wysoka, bo dostałem dreszcze. Jednak to nie wszystko, ponieważ powrócił już mi znany ból wątroby, który objął całą górną część brzucha. O obróceniu się z boku na bok nie było mowy. Myślami byłem, no nie, nie znowu. Przy siedzeniu czy leżeniu nic nie bolało, jednak każdy ruch był bolesny. Nic nie ustawało, postanowiłem, że śpię tak jak się położyłem, choć kiedy strona zdrętwiała to i tak byłem zmuszony, aby zmienić pozycję. W niedzielę ucieszyło mnie to, że choć boli to siła wciąż jest, więc Msza będzie.

Była Msza, 40 chrztów 13 bierzmować. Choć podnieść głosu z przepony nie mogłem to spokojnie skończyłem to, co zaplanowałem. Oczywiście tym razem z pieczonej kozy zrezygnowałem i zająłem się sorgo z kwaśnym mlekiem.

Kolejny dzień przyniósł trochę ulgę, ale nie było mowy o przejściu 40km piechotą. Ludzie postanowili, że kanu zabiorą mnie z powrotem do Phom – dwie godziny wiosłowania. Tak to wróciłem do Phom, a ból powoli ustępował. Udałem się do Namiotu MSF, gdzie sprawdzili mi malarię i dali paracetamol i witaminy.

Czekałem teraz na łódź powrotną i myślałem, co będzie dalej. W czwartek łodzią MSF dostałem się do Old Fangak.

 

Co teraz?

Tak. Chyba tym pytaniem zawalam sobie całą głowę. Wróciłem do Old Fangak, wątroba jeszcze trochę pobolewa i jestem sam na misji z pytaniem, co teraz. Jak ktoś śledzi mojego bloga to wie, że misja jest bardzo wymagająca, szczególnie, jeśli chodzi o odwiedziny wiosek, czyli 24.000km ². Przemierzamy kilometry w upale w deszczu czasami maszerując całymi dniami po suchym, w błocie w wodzie po kolana przekraczając rzeki sięgające po szyję. Spędzamy miesiące w wioskach obchodząc poszczególne kaplice, żyjąc tak jak ludzie i jedząc to, co oni jedzą i pijąc tą samą wodę, czy to z rzeki czy ze studni czy po prostu brudną z rozlewisk. To, co nam jedynie pomaga to Chlorin, jedna tabletka, po której podobno można pić. Ponieważ to wszystko doświadczyłem, to wiem, że organizm musi być w dobrej kondycji, a układ trawienny musi znieść różnego rodzaju i jakości jedzenie i wodę. Ludzie oczekują misjonarza, który do nich przyjdzie, wyspowiada, da komunię, ochrzci ich dzieci, wybierzmuje dorosłych. Czasami czekają długo, rok albo dwa. Jak gdzieś mi się nie uda dotrzeć to następna okazja na odwiedziny to kilka miesięcy albo kolejny rok. Co jednak mogę pomyśleć, jak organizm odmawia posłuszeństwa i choć duch ochoczy, serce rwie to trzeba powracać i ze smutkiem poinformować, nie dam rady. To chyba najgorsze, co może być, co może spotkać każdego misjonarza – to niemoc. Mamy świadomość potrzeb, jednak nasze ciało, które jest słabe, choruje, mówi nam, dalej się nie ruszam.

Jednak nie tracimy nadziei, z cierpliwością czekamy, aby Pan Bóg Powołał tych mocnych do takich miejsc, a tych słabszych posłał do miejsc mniej wymagających. Oczywiście czy pozostanę w Old Fangak, czy nastąpi w moim życiu mała zmiana pozostawiam w rękach Pana Boga, który najlepiej wie jak to rozwiązać.